A ja z innej beczki.
Za dwa tygodnie pierwsze koszenie trawy. ok.1500 m.kw. Równo, prosto, zero wysp, klombów, przeszkadzajek itp. Szukam kosiarki i też oczywiście przebrnąłem przez temat robota koszącego. No niby cena wysoka - ale komfort i bezosobowość.
Z całym szacunkiem dla tych małych żółwików koszących - co do mnie nie przemawia i w czym upatruję ewentualny problem? Trawa kosi mi się sama 24h, Ja siedzę na tarasie ze szklaneczką. Siedzę nic nie robię. No po prostu jak w raju. Żyć nie umierać
Ta cała skoszona trawa leci na dół pod źdźbła i ubija się. I tak leci i tak się ubija. W skali sezonu (jeśli ktoś faktycznie dba o trawnik, pilnuje podlewania i nawożenia) tej skoszonej trawy jest OGROM! Jest tego MULTUM! I co z tym dalej?! Robi się z tego skoszonego mulczu nieprzyjemny dywan, który prędzej czy później będzie trzeba wygrabić. Czyli co? Weltykulator w łapy i 3 dni roboty. Kto robi wertykulację co sezon na wiosnę to wie jakie to przyjemne zajęcie. Podejrzewam, że wyczeszę z tych moich 1500 m.kw. pewnie z dwa kontenery. I to może 2 razy w sezonie.
Mówiąc krótko - to co zaoszczędzę na koszeniu - odrobię z nawiązką na wertykulacji.
Takim małym "NIE" jest również brak pasów. Jednak większość tych żółwików działa w trybie "chaotycznym" . Chociaż te bardziej wypasione modele można ponoć zaprogramować aby jeździły pasami.
I w sumie doszedłem do wniosku że nie chcę robota. Że nie jestem jeszcze na tyle stary i niedołężny żebym nie znalazł w tym tygodniu 2 godzin na skoszenie ogrodu.