Witam,
Już gdzieś pisałam, że jeszcze dwa lata temu nawet nie chciałam słyszeć o mieszkaniu w domu. Byłam absolutną fanką zamkniętych, strzeżonych osiedli, spokojnych i bezpiecznych. Położonych przy metrze lub parku, gdzie nic nie trzeba samemu robić, a wszystko jest zrobione przez dozorcę, ogrodnika, administrację. Tylko żyć i się cieszyć świętym spokojem, fajną pracą, życiem na wysokich obrotach i jeszcze wyższych obcasach, wypadami do kina, teatru, na imprezy, zakupy, spotkania z przyjaciółkami, itp. Do czasu...
I nie zmieniło mi się wcale z powodu za małego metrażu, uciążliwych sąsiadów, ani ulicznego hałasu, ani gołębi za oknem, ani niczego innego równie irytującego. Tylko z powodu … dzieci. Mojego bardzo rozbrykanego synka wprost roznosiło w całkiem sporym (122 metrowym mieszkaniu!) i córeczki w drodze. Wyjście do parku z nimi to wyprawa: zanim ubrałam jedno, wzięłam butelki, soczki, pieluszki, serki, zabaweczki, itp. to już drugie chciało siusiu (i znowu zabawa z rozbieraniem i ubieraniem), a jak już doszliśmy, to zaraz trzeba było wracać, żeby przygotować obiad… Więc dla dzieci kupiliśmy stary rozpadający się dom, który już za dwa tygodnie będziemy burzyć, ale przez ponad rok w nim mieszkaliśmy, żeby pozałatwiać wszelkie formalności. Nie mamy w nim żadnych wygód (zimą, mimo grzania, że ledwie piec wytrzymywał u dzieci było 15-16 stopni, w łazience - 14!)ale ja jestem absolutnie zachwycona. Plusy: - przestrzeń w ogrodzie - cudowna cisza (chociaż to miasto, ale jak na wsi) - wolność i swoboda (wychodzę do ogrodu w koszuli nocnej lub starych spodniach, dzieciaki w czymkolwiek lub nawet bez - mogą się tarzać w błocie i nie martwię się, że zabrudzą korytarz, klatkę czy windę - sąsiedzi, z którymi rozmawiam, wymieniam się roślinami z działki - możliwość własnoręcznego tworzenia przestrzeni dookoła mnie - ruch i niesamowita satysfakcja ze wszystkiego co się samemu zrobi, no i to co najważniejsze: wspólny czas spędzony efektywnie z dziećmi: dzieci bawią się na świeżym powietrzu, wymyślamy gry i zabawy zamiast bezmyślnie siedzieć przed telewizorem. Plusów będzie na pewno więcej, jak już wybudujemy ten nasz wymarzony domek. Wrócę tu, mam nadzieję, za rok. No może z kawałkiem . Minusy? Napisałabym odśnieżanie, ale niestety nie Sama jestem tym kompletnie zdziwiona, jak bardzo wszystko mi pasuje. Mi której nikt, łącznie ze mną samą, nie wyobrażał sobie ze szpadlem w ręce. I co ciekawe, gumowce wcale nie wykluczają wysokich szpilek