Po kilkunastu minutach obydwie zjawiły się w sekretariacie, ale nie pozwoliłem im wejść razem. Poprosiłem tylko Kingę, sadzając ją w fotelu.
- Co ciekawego mi powiesz? – nie bawiłem się w grzeczności, bezceremonialnie zajmując miejsce naprzeciwko.
- Rozmawialiśmy o tym wydarzeniu całym zespołem i muszę przyznać, że jednomyślności nie było, ale większość głosowała za pozostawieniem Patrycji w pracy.
- Panie były za, czy panowie?
- W większości panowie…
- Kinga! Chcę znać powód!
- Nie wiem dokładnie…

- Posłuchaj, dziewczyno! – pochyliłem się ku niej. – Żarty się kończą! Albo wiesz, co się wokół ciebie dzieje, albo nie!
- Panowie byli za…
- A kobiety? Nie przeszkadza im, że zamiast pracować pieprzy się w pracy?
- Mnie przeszkadza…
- Więc ją wyrzuć!
- Nie mogę. Nie brałam udziału w głosowaniu, więc teraz źle by to o mnie świadczyło.
- Aaa… czyli jesteśmy w domu. Teraz mnie posłuchaj, bo powtórzę to co już mówiłem, tym razem jednak po raz ostatni! Albo wyspowiadacie się z wszelkich zewnętrznych układów, albo was tu nie będzie! Wybór należy do ciebie! Jeśli jeszcze raz poczuję się oszukany, to wystawię wam wszystkim wilcze bilety! Nie po to dałem ci władzę, nie po to uprawnienia, nie po to was chronię, byście się tylko bawili i ze mnie drwili! Wołaj mi tu cały zespół! Im się wydaje, że mogą sobie nadal żartować! To się jednak skończyło! Dzisiaj przestanie im się wydawać!

Po kilku minutach weszli do gabinetu, ale tym razem nikt nie szumiał. Nie było gwaru, ani rozmów. Martwa cisza, przerywana cichym szczękiem przesuwanych krzeseł i szelest poprawiających się w nich sylwetek. Poza tym nic. Milczenie. Automaty. Odczekałem aż znieruchomieją, a potem zabrałem głos, nie bawiąc się w Wersal.
- Poprosiłem was po to, aby się dowiedzieć czy ktoś jeszcze chce tutaj pracować? – przejechałem wzrokiem po ich twarzach i zauważyłem jak się wydłużają. – Jeśli sądzicie, że żartuję, to spieszę takie myśli wyprostować. Istnienie tego zespołu wisi na włosku, ale chcę dać wam jeszcze szansę…
Męska dłoń uniosła się do góry.
- Będzie mógł pan zabrać głos, przyjdzie na to czas! – zapewniłem, a wtedy się uspokoił i mogłem kontynuować. – Pozwólcie, że nakreślę zaistniałą sytuację. Wracam do resortu po urlopie i co się okazuje? Zamiast dbałości o przełożonego, zapewnienia mu wszelakiej informacji o sprawach z okresu lata, złożenia materiałów do przyszłych tematów… Przecież nie jesteście tu nowicjuszami, wiecie na czym polega wasza praca i można było domyślać się, jakie postawię wam wymagania… A tu okazuje się, że moje asystentki mają inne preferencje, kopulując w miejscu i w godzinach pracy. Czy za to pobieracie wynagrodzenie?

- Nie wszystkie! – któraś nie wytrzymała, poza tym zaczął się szum.
- Spokój! – wrzasnąłem, uderzając dłonią o blat biurka. – Owszem, nie wszystkie. A teraz wyobraźcie sobie, że do pomieszczenia socjalnego z panią Patrycją leżącą bez majtek na stole, swoją drogą jest pani ładnie opalona, wchodzę nie ja, lecz ktoś zupełnie inny. Jaka fama poszłaby po resorcie? Że to jedna z was się pieprzyła? Nie! Zapewniam was! Jutro cały resort by huczał, że aniołki Baryckiego dymają się w pracy na potęgę! A ja musiałbym składać dymisję. Tak! Dymisję, pojmujecie to? I wraz ze mną wylecielibyście stąd wszyscy, bez możliwości odwołania się! Bo i do kogo? Czy więc rozum was opuścił? Kto was tutaj chroni oprócz mnie? Beze mnie nie istniejecie i istnieć nie będziecie! To ja jestem gwarantem waszej stabilizacji i tylko ode mnie zależy, jaką pracę wam zaproponuję, kiedy sam będę odchodził z resortu. A możliwości mam niemałe, zapewniam! – znowu spenetrowałem wzrokiem postacie.
Główna sprawczyni siedziała ze spuszczoną głową, zakrywając twarz rękami.

- Biorąc to wszystko pod uwagę – zniżyłem nagle ton – muszę cały wasz zespół obciążyć odpowiedzialnością za to, co się wydarzyło. Ja wiem, że będziecie protestować. Że pracujecie lojalnie, że się staracie i to również będzie prawdą! I że nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Tym niemniej, w sytuacji jaką wam przed chwilą przedstawiłem, nikt o prawdę nie pyta! Nie ja zrzuciłem majtki i nie ja się pieprzyłem, ale skutkiem takiego właśnie, pojedynczego zachowania moich podwładnych, gdyby to ktoś inny zauważył, największą karę poniósłbym właśnie ja! A reszta zespołu wraz ze mną! I za co? Powiedzcie, za co? Za to, że byłem na urlopie, który mi się należał?
Niestety, takie jest życie. Dlatego też, jeśli ktoś nie rozumie że gra w zespole, musi stąd odejść! Możecie się pieprzyć z kim i kiedy chcecie, w dowolnych miejscach i pozycjach, trójkami, czwórkami, a nawet wszyscy naraz! Ja wam do łóżek zaglądać nie myślę! Jest jednak zasadniczy warunek! To nie ma prawa mieć powiązania z miejscem, ani czasem pracy! Waszą podstawową powinnością jest wtedy dbałość o moje interesy, o moje dobro, bo z tego żyjecie! A jeśli ktoś z was ma na ten temat inne zdanie, proszę aby do mnie przyszedł niezwłocznie, rozstaniemy się wtedy bez żalów i pretensji! Może nawet liczyć na niezłą opinię. Na tolerancję w zespole jednak liczyć nie może, bo tutaj ja ustalam zasady! Ja rządzę i to niepodzielnie!
A jeśli ktoś z was spróbuje kiedyś w czymkolwiek nadepnąć mi na odcisk, to wyleci stąd z hukiem! Zapowiadam uczciwie i otwarcie, wcale nie po to by straszyć! Lojalni pracownicy nie mają się czego bać, nie mam zamiaru zamienić się w tyrana. Uprzedzam tylko, gdyż wcześniej tego nie zrobiłem, biorę ten błąd na siebie. A teraz proszę przemyśleć moje słowa, daję wam czas na samookreślenie. Poza tym, możecie się już wypowiadać. Pan chciał chyba zabrać głos, proszę!

- Nie, dziękuję, pan minister już wyjaśnił moje wątpliwości.
- Ktoś jeszcze?
W gabinecie panowała cisza.
- Ja poproszę o głos! – wstała jedna z kobiet. Małgosia.
- Proszę!
- Dlaczego pan minister obciąża odpowiedzialnością całą naszą grupę? Przecież ja i nie tylko ja, nie mamy z tym niczego wspólnego!
- Ktoś jeszcze? – zapytałem beznamiętnie, ale nikt się nie odezwał.
Kiedy usiadła, ciężko westchnąłem.
- Niestety, będę musiał się powtarzać.
W gabinecie zapadła cisza.
- Pani Małgosiu, ja to już wyjaśniałem – odparłem spokojnie, spoglądając jej w oczy. – I doskonale rozumiem, że nie wszystkim taka zbiorowa odpowiedzialność się podoba. To jest oczywiste. Mnie również się nie podoba. Umówmy się więc, że pani napisze mi mowę, którą mam powtórzyć panu premierowi, kiedy będzie mnie chciał zdymisjonować za jakiś wybryk kogokolwiek z was. Albo i nie was, powiedzmy pracownika mojego pionu. W tej mowie pani uzasadni, że jestem niewinny, a wtedy i panią wyłączę z tej zbiorowej odpowiedzialności, dobrze? Jeśli użyje pani argumentów pozwalających mi zachować stanowisko, to proszę bardzo! Wtedy również panią zatrzymam, to mogę zapewnić! Rozumie mnie pani teraz?

- Rozumiem, albo i nie. Nie wiem jednak dalej, co w takiej sytuacji możemy zrobić. Co ja, konkretnie ja, mogę zrobić! Niczym nie zgrzeszyłam, sypiałam dotąd spokojnie, aż tu nagle szok! Dzisiaj się dowiaduję, że grozi mi dyscyplinarka! Obłęd!
- Prostuję! Dyscyplinarka pani nie grozi, to nieporozumienie. Tym niemniej, jeśli mnie tu nie stanie, pani i nie tylko pani, również szybko się pozbędą. Tego możecie być pewni. Macie zbyt duże kompetencje i za dużo luzu, żeby stara biurokracja wam darowała! Nie łudźcie się!
- Ponawiam więc pytanie, co konkretnie ja mogę zrobić, według pana ministra?
- Pani Małgosiu… Tego to już nie wiem! Zatrudniłem was, osoby dobrze wykształcone, o niepospolitej inteligencji, według rekomendacji bardzo kompetentne, właśnie po to, byście myśleli! Jeśli ja mam sam rozwiązywać podobne problemy, to przepraszam, za co macie pobierać wynagrodzenie?
- Panie ministrze, przecież nie o to chodzi…

- A niby o co? – zaczynała mnie już drażnić. – Kiedy do pani dojdzie, że przez cały czas, od pierwszego dnia pracy, jedzie pani ze mną na jednym wózku? Niemal od godziny wam o tym truję, a pani pyta „co ja mogę zrobić?” Nie wiem! Nie chodzę z wami na piwo, bo nie mam na to czasu! Kiedyś pójdziemy, nie jestem niedostępny i chętnie się z wami napiję! Ale nie w pracy!
Natomiast co zrobić, żeby podobnie przykra dla mnie sytuacja nigdy już się nie wydarzyła? Czy ja mam to wiedzieć? Mam wam zatrudnić niańki? Czy strażników? A może w końcu sami zaczniecie myśleć? Strażnicy mają pilnować każdego kącika na piętrze? Więc albo własnym, wspólnym staraniem zapewnicie mi spokojną głowę, albo poszukam waszych zamienników i zmienię zespół! Dopóki mogę! A jak to zrobicie, to już jest wasz cyrk i wasze małpy!
W gabinecie panowała sterylna cisza, dlatego po chwili milczenia, kontynuowałem.

- Czas więc zrozumieć, że to wy winniście odpowiedzieć na moje wątpliwości, a nie ja na wasze! Ja się ze swoich zadań wywiązałem! Stworzyłem wam warunki, jakich w resorcie nie ma nikt! Macie wysokie stawki, których sam wam mogę pozazdrościć! Balansuję na krawędzi prawa, byście mogli poznać to, co będzie wam przydatne kiedy mnie już zabraknie! Będziecie wtedy przebierali w ofertach, co do tego nie mam wątpliwości.
Ale jest warunek, jaki postawiłem na wstępie. Tylko ci, którzy dotrwają ze mną do końca, otrzymają stosowną rekomendację! I w tym temacie zdania nie zmieniam! Czy jeszcze ktoś chce zabrać głos?

W gabinecie panowała cisza.